AGea-geologia logo
OFERTA NADZÓR BUDÓW O FIRMIE KONTAKT
     
 
PO GODZINACH
 




PO GODZINACH


Do kraju podziemnych pomarańczy
czyli Pyry do Peru cz.2




Przewodnik raczy nas opowieścią o odkryciu kanionu – aż zdumiewa, że było to tak niedawno.
A jego odkrywcami byli Polacy z krakowskiego klubu kajakowego AGH "Bystrze" podczas wyprawy kajakowej Canoandes '79. Uczestnicy wyprawy nadali w Kanionie Colca kilka nazw, zatwierdzonych następnie przez Instytut Geograficzny w Peru, np. Wodospady Jana Pawła II, Kanion Polaków czy Kanion Czekoladowy. Uczestnicy wyprawy to prawie narodowi bohaterowie Peru, spotkał się z nimi prezydent Peru Fernando Belaúnde Terry. Nasz przewodnik stwierdził wprost: "Dzięki tym Polakom zarabiamy teraz dużo pieniędzy".
Nasze pytanie o zniżki dla Polaków pozostało bez odpowiedzi :)
Powrót do Arequipy też był ładny:









Bardzo ładny, ekologiczny parkan kolczasty:








Prosta jak drut droga przez Altiplano:



padało trochę:



i na koniec wieczorny widok z okna hotelu. Widać nawet zarys wulkanu!



Następnego dnia postanawiamy ciut odpocząć od atrakcji, poszwędac się po mieście (czyli Arequipie), a wieczorem wsiąść do autobusu zmierzającego na północ.
Bo jakby nie patrzeć, czas na urlop powoli się kończy...
Łazimy po mercado, czyli rynku:



nadal nieznane jest nam kilka rodzajów owoców:



i chyba nie spróbowaliśmy jeszcze wszystkich odmian pyr:



to też moglibyśmy jeść w dowolnych ilościach:



w knajpie próbujemy w końcu chichy (wym. czcza), czyli przefermentowanego (czyli alkoholowego ;) wywaru z kukurydzy. Tu akurat chicha morada:


całkiem to smaczne i orzeźwiające.
Łazimy po Arequipie:



podziwiamy taksówki:



oraz lokalny korowód (mamy luty = karnawał)



Chłopaki znajdują w sklepie żelaznym idealną pamiątkę z Peru – maczetę. Ciekawe, co na to służby lotniskowe ;)
Kupujemy w biurze podróży bilety do miasta Ica, jedyne 700 km.
Autobus nocny, sypialny, piętrowy, polecany przez wszystkich globtrotterów.
Górny pokład droższy, ale panie sprzedające zaklinają się, że niczym się nie różni. Siedzenia rozkładają się jak łóżka, kolacja i śniadanie w cenie.
Trzeba próbować ;)
Oczywiście na miejscu okazuje się, że owszem, siedzenia rozkładają się w pełni, ale tylko na górnym, droższym pokładzie... po raz n-ty zostaliśmy zatem zrobieni w Peru w przysłowiowe bambuko...
Jednak na komfort nie można narzekać ;)



Krótka Jagna mieści się w całości, długi Raf wystaje ;)
Siódma rano wysiadamy w Ice, i łapiemy taxi do dzielnicy Huacachinero.
Takiej ładnej:



Na koniec peruwiańskich wojaży postanawiamy zaszaleć i po burżujsku rezerwujemy hotel. Prawdziwy hotel, nie hostel ;)
Taksówkarz oczywiście usiłuje polecić nam inny hotel , gdzie podobno jest "najlepsze disco w mieście".
Na naszą odpowiedź, że niezbyt przepadamy za disco, natychmiast stwierdza:
"Nie szkodzi, i tak nie działa".
Niesamowita elastyczność względem klienta ;)
Nasz hotel niczego sobie:



Nie wiemy jak, ale Krzychu nawet tu zdołał jakoś wytargować rabat cenowy ;)
ponieważ jest wcześnie nie ma jeszcze wolnych pokoi i czekamy sobie przy basenie. Tuż za płotem "malutka" wydma:



jakieś nieznane ptaszki:



a tu koliber:



Chłopaki idą na wydmę, ja przysypiam na leżaku:



Nagle budzi mnie recepcjonistka:
"Seniora, nie chciałaby Pani przejechać się na wydmy? Za darmo?"
Za darmo? W Peru nie ma takiego określenia!
"Jak to za darmo?"
"Mamy tu ekipę filmową i potrzebują białych statystów"
No to się wyjaśniło ;)
i tak to zaliczyliśmy główną atrakcję Iki, czyli przejazdy buggie przez wydmy.



Klatka dookoła, pasy 3-punktowe...





Nie wiem, czy tak jest zawsze, czy kierowca bardziej się starał na potrzeby filmu, ale...
wołami mnie nie zaciągną do tego więcej ;)







Buggie latało , fruwało w powietrzu, skakało po wydmach...



a później kolejna atrakcja czyli sandboarding ;)
Krzychowi pozwolono zjechać na brzuchu:







Po tym wszystkim musieliśmy pójść na piwo:



oraz wieczorną lampkę wina:



Rano jeszcze ciut byczenia się w słońcu:



po czym 6 godzin w autobusie (tym razem dziennym) do Limy.
Na lotnisku mały zonk, bo mamy (promocja w końcu) kupione bilety do Brukseli, a lecimy tylko do Madrytu. Panienka z okienka upiera się jednak, że nie może nadać bagażu do Madrytu, bo jej "system nie pozwoli". Tłumaczymy, gadamy, prosimy – na nic.
Mamy w Madrycie 2 h, może uda nam się odzyskać bagaże ;)
11 h w samolocie do Madrytu, poszukiwanie okienka Iberii, gdzie anulowali nam bilety do Brukseli i powiedzieli, gdzie odebrać bagaż. Uff...
Jeszcze tylko lot do Berlina i jazda do Zielonej Góry.
A na koniec Raf i Krzychu wyrównali wszystkie rachunki za pomocą peruwiańskich maczet ;)



PS.
Sporo w tej relacji było marudzenia na ceny i podejście do turystów.
Proszę jednak nie obierać nas jako malkontentów czy też wymagających jakiś luksusów ;)
Po prostu zbyt często czuliśmy się jak dojne krowy, a były opisy nijak przystające do rzeczywistości.
Na jakiekolwiek uwagi odpowiada się "No co chcecie, przecież to Peru!"...
Niestety psuje to obraz kraju.

Poza tym, Peru to przepiękny kraj, gdzie znajdziecie nie tylko inkaskie zabytki, ale przede wszystkim fascynująca przyrodę – Andy, dżunglę, pustynię, Altiplano...
 
PO GODZINACH
 
 
 
   
Ta strona (jak większość stron w internecie) używa cookies, czyli po polsku ciasteczek. Do czego są one potrzebne możesz dowiedzieć się tu.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie ciasteczek (cookies), zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Jeśli chcesz, możesz zmienić ustawienia w swojej przeglądarce tak, aby nie pobierała ona ciasteczek.

Projekt i wykonanie: Tadeusz Mazeno Dzięgielewski mazeno@op.pl 2014

badania geotechniczne, usługi geologiczne, geolog, geologia, zielona góra